Ulubieńcy 2020
Robiąc listę ulubieńców kosmetycznych roku 2020, wybrałam po jednej rzeczy z każdej kategorii. No może w jednej, czy dwóch nie mogłam się zdecydować. W tej części (będą dwie) mam dla Was najlepsze kosmetyki do pielęgnacji twarzy. W następnej pojawią się ulubieńcy do pielęgnacji ciała, włosów oraz akcesoria. Jeśli będziecie chciały, zrobię też trzecią część z makijażem.
Na moim Instagramie pojawił się już film z ulubieńcami, więc jeśli wolisz o nich posłuchać, zapraszam na Instagram @modernwomenpl.
Kupiłam go w promocji w zestawie prezentowym. Jest to już kultowy produkt polecany przez wiele dziewczyn na YouTube i na Instagramie. Pierwszy raz wypróbowałam go w tym roku i rozumiem skąd te zachwyty! Balsam jest dosyć drogi, więc kupię go ponownie tylko, gdy będzie w dobrej promocji. Chociaż jest bardzo wydajny, więc koszt jednego użycia nie jest aż tak wysoki.
Balsam świetnie zmywa makijaż, rozpuszcza tusz za pierwszym razem (nie ma po nim pandy), pięknie pachnie, łatwo rozprowadza się na twarzy i nie szczypie w oczy. Do balsamu dołączona jest ściereczka dwuwarstwowa – frotte i muślina, ale ja balsamy czy olejki zmywam ściereczkami jednorazowymi Tami.
Po zmyciu skóra jest oczyszczona, ale miękka i nawilżona, jak po zastosowaniu lekkiego kremu. Zero uczucia ściągnięcia. Za to w czasie używania – poczucie stosowania kosmetyku luksusowego.
To jest mój ulubiony tonik z kwasami (i ogólnie ulubiony tonik). Tego typu produkty złuszczają na bieżąco i delikatnie martwy naskórek, działają przeciwzapalne i zapobiegają powstawaniu wyprysków. Skóra jest gładsza i promienna.
W składzie kosmetyku jest 2% kwasu salicylowego i ekstrakt z liści zielonej herbaty, który działa przeciwzapalnie i tonizująco. Żaden inny tonik z kwasami nie dał u mnie tak dobrego efektu.
Po aplikacji skóra robi się gładka i napięta, a na jej powierzchni zostaje bardzo delikatny film ochronny. Cera nie jest tłusta, tylko miękka i zabezpieczona. Bardzo lubię to uczucie.
Jest to żelowy produkt, który sprawia, że cera staje się gładka, miękka, sprężysta i dobrze nawilżona, a wszelkie podrażnienia są ukojone. Serum szybko się rozprowadza i nie zostawia uczucia klejenia się skóry. Jedna pompka starcza na twarz i szyję – jest baaaaaardzo wydajne.
Swoją buteleczkę kupiłam na dużej wyprzedaży związanej ze zmianą receptury na wegańską. Producent zapewnia, że nowa wersja działa równie dobrze, a śluz ze ślimaka zostanie zastąpiony innowacyjnym, świetnym składnikiem.
W kategorii składnik aktywny, nie mogło zabraknąć witaminy C. W tym roku najlepiej sprawdziło mi się serum z Basiclab, które zawiera kwas askorbinowy (15%), witaminę E i kwas ferulowy, czyli złoty trójkąt skuteczności działania witaminy C. Oprócz tego w składzie jest także kwas hialuronowy, który dodatkowo nawilża. Skóra już po pierwszym użyciu wygląda lepiej – nie przesadzam! Dobre produkty z witaminą C działają bardzo szybko. Skóra jest gładka, napięta, promienna i rozświetlona.
Przeczytaj także:
Witamina C – dlaczego warto stosować w pielęgnacji twarzy?
Witamina C – jak wybrać odpowiedni kosmetyk?
Które serum z witaminą C wybrać?
Zobacz filmy:
#2 Lekcje kosmetyczne – wit C i kwas hialuronowy
Witamina C – jak wprowadzić do pielęgnacji
Witamina C – przechowywanie, kolor
Naturalna witamina C – czy warto?
Zawiera bogaty w antyoksydanty ekstrakt z piwonii, siemię lniane oraz kwas hialuronowy. Nawilża, odbudowuje i koi odwodnioną skórę nadając jej blask. Przywraca komfort i przyjemne napięcie skóry, która staje się miękka, gładka i wygląda promiennie.
Krem ma lekką, ale bogatą konsystencję – dla mnie świetna, a niestety rzadko spotykana. Do tego dużym plusem jest opakowanie z pompką typu airless. A jakby z boku był jeszcze przezroczysty pasek, w którym widać ile kremu zostało – byłby ideał.
Bardzo dobrze sprawdza się wieczorem i rano (także pod makijażem). Jest bardzo wydajny – jedna pompka spokojnie wystarcza na twarz i szyję.
Połączenie samoopalacza i odżywczego serum – rewelacja!
Zawiera olejek z nasion malin, masło shea, wielkocząsteczkowy kwas hialuronowy i witaminę E. Serum nawilża, wygładza i zmiękcza skórę i nadaje subtelną, naturalną opaleniznę.
Aplikuję dłońmi dokładnie na twarz i szyję, rozcierając starannie przy linii włosów i uszach. Jest to ważne, ponieważ źle rozprowadzony w tych miejscach, zrobi ciemniejszą granicę. Ale sama aplikacja jest bardzo łatwa ze względu na formę gęstego serum. Produkt lekki zapach samoopalacza zakamuflowany (nie do końca) aromatem cytryny. Mi nie przeszkadza, ale wiem, że niektóre z Was są wyczulone na ten specyficzny zapach.
Serum to w 100% wegański samoopalacz, zawiera 99% składników pochodzenia naturalnego, 22% składników organicznych.
Olejek lub masło do twarzy
Nie mam w tej kategorii jednego ulubieńca. Wszystkie trzy produkty sprawdzają mi się świetnie i nie umiem wybrać!
Flawless od Glow Skincare to fantastyczne regenerujące serum olejowe zamknięte w butelce z ciemnego szkła. Świetnie nadaje się do wykonywania masażu twarzy. W tym miejscu muszę Cię zaprosić na mojego live’y z masażem twarzy w każdą środę o 19 na Instagramie @modernwomenpl
Eko Sorbet MANGO z Bioup pachnie cudownie, a do tego świetnie działa na skórę. Jeśli lubicie mango i kosmetyki w formie masła, warto się nim zainteresować.
Marchewkowe Eldorado Awokado z Papilio Naturals pozytywnie mnie zaskoczyło! Gdybym nie dostała jest próbki do zakupów, pewnie bym go nie kupiła, bo nie przepadam za produktami 2w1 do ciała i twarzy. A to byłby duży błąd. Skóra jest po nim miękka i gładka, a do tego ma przyjemną konsystencję musu.
Obowiązkowy krok porannej pielęgnacji, czyli SPF. W tym roku najczęściej sięgałam po Biodermę barwioną, kolor jasny. Ale jasny on nie jest. Dobrze wygląda tylko, gdy używam samoopalacza. No i wbrew temu, co pisze producent, nie jest matowy, a dość mocno się błyszczy. Co akurat dla mnie jest na plus, bo w połączeniu z pudrem daje na skórze efekt glow. Dzięki zabarwieniu, wyrównuje koloryt i już nie używam podkładu.
Nie będę ukrywać, że uwielbiam ten produkt! Peelingu używam raz w tygodniu. Skóra jest gładka, oczyszczona i pozbawiona suchych skórek. Stosuję go regularnie i widzę dużą różnicę – cera jest zdrowsza, jednolita i świetlista.
Nie jestem w stanie już policzyć ile buteleczek peelingu zużyłam. Żeby działał jeszcze lepiej, lekko zmodyfikowałam sposób jego użycia, o czym możecie przeczytać więcej w artykule: Krwawy peeling The Ordinary.
Dodatkowym plusem jest cena – około 35zł za 30ml. Ale uwaga – ze względu na to, że czasami brakuje go w sklepach internetowych, jego cena na Allegro albo Vinted sięga 60-90zł. Nie dajcie się naciągnąć.
W jej składzie znajduje się olejek z róży damasceńskiej, kwas hialuronowy, sok aloesowy i prawdziwe płatki róż.
Maska koi i nawilża skórę. Łagodzi podrażnienia i zaczerwienienia, nawet po mocniejszych peelingach kwasowych. Po zmyciu maski, skóra jest bardzo miękka, gładka, promienna i lekko napięta. Maska ma lekką żelową konsystencję, brązowy kolor i zapach sfermentowanych róż. Na początku mnie trochę odstraszył, ale po nałożeniu prawie wcale go nie czuć. A nawet jeśli byłby mocniejszy, to jestem w stanie go znieść, dla fantastycznego działania maski.
Produkt z Phenomé świetnie sprawdzi się w pielęgnacji skóry wrażliwej, naczynkowej i skłonnej do podrażnień oraz do ukojenia każdej cery po mocniejszych peelingach.
Plus za szklane opakowanie i wydajność.
*link afiliacyjny